Czy opłaca się kupić elektryczne auto dostawcze?

Czas zwrotu z inwestycji wynosi 9 lat, małe są także ładowność i zasięg. Administracyjny przymus niezbędny dla popularyzacji tych aut.

Publikacja: 23.04.2020 07:57

Czy opłaca się kupić elektryczne auto dostawcze?

Foto: logistyka.rp.pl

Rohlig Suus Logistics przetestował jeden z najpopularniejszych modeli aut elektrycznych obecnie wykorzystywanych w transporcie towarów, czyli Volkswagena e-Craftera. W teście firmy logistycznej, samochód przejeżdżał średnio 130 km. Odpowiednik z silnikiem diesla przez cały dzień pokonuje nawet 230 km. Auto elektryczne uniesie niespełna 1000 kg ładunku, podczas gdy Crafter z silnikiem spalinowym 1300 kg. Różnica to prawie jedna trzecia ładowności, co ma znaczenie w przypadku przewozów paletowych.

""

logistyka.rp.pl

Także spółka NoLimit, która kupiła bliźniacze w stosunku do eCraftera trzy elektryczne MAN eTGE stwierdziła, że auta nie spełniają wszystkich wymogów operatora. – Zasięg wynosi 140 km, a my potrzebujemy dwukrotnie więcej, mała jest także pojemność nadwozia, wynosząca 10,7 m3, gdy spalinowe pojazdy mają nadwozia o pojemności 16 m3. Mała jest ładowność wynosząca 950 kg, przydałoby się 150-200 kg więcej. Także niska podłoga furgonu nie nadaje się do rozładunku przy rampie – wylicza słabe strony pojazdów dyrektor Service Line Home Delivery w No Limit Maciej Rybak.

Oczekiwane nowe regulacje prawne

Dla e-Craftera koszt przejechania 100 km to tylko 15 zł – natomiast dla diesla wynosi on 34 zł. Dzięki temu firma może zaoszczędzić na paliwie niemal 10 tys. zł rocznie, zakładając, że średni przebieg wynosi 45 tys. km. Jednak biorąc pod uwagę cenę zakupu auta elektrycznego, zwrot nadwyżki następuje dopiero po 9 latach.

Czytaj więcej w: W Europie dostawczaki z dieslem najpopularniejsze

Prosta konstrukcja e-Craftera może w dużym stopniu ograniczać ryzyko poważniejszych uszkodzeń po okresie gwarancyjnym. – Analizując to, jak kształtują się ceny dostawczych pojazdów elektrycznych oraz ich maksymalnych przebiegów, w najbliższych latach raczej nie przewidywałbym w Polsce masowej wymiany floty aut spalinowych na elektryczne wśród operatorów logistycznych – uważa Junior Project Manager z Rohlig Suus Logistics Ilya Klyha.

""

logistyka.rp.pl

Dodaje, że kluczowe w popularyzacji transportu elektrycznego będą nowe regulacje prawne, sprzyjające zamianie transportu spalinowego na elektryczny. – Przykładem takiego działania może być brak podatku drogowego w Niemczech dla samochodów, które są przyjazne dla środowiska – wskazuje Ilya Klyha.

Klienci dopytują

No Limit jako pierwsza firma logistyczna kupiła elektryczne dostawczaki. Zdecydowała się na trzy eTGE marki MAN. Warszawska spółka już w 2015 roku zainteresowała się pojazdami z alternatywnym napędem. – Namawiali nas nasi klienci, a wykonujemy dostawy drobnicowe i obsługujemy magazyny m.in. producentów butów i ubrań – wyjaśnia prezes No Limit Marcin Blauth. Przyznaje, że firmy gotowe są płacić wyższe stawki za dostawy niskoemisyjnym transportem.

Czytaj więcej w: Elektryki zbyt drogie dla poczty

W najbliższych latach elektryczne furgony nie będą popularne. MAN planuje sprzedać w tym roku w Polsce kilkadziesiąt eTGE. – Ograniczeniem są możliwości fabryki – tłumaczy rzeczniczka marki Marta Stefańska. Dodaje, że No Limit jest pierwszym użytkownikiem e-furgonów w polskiej branży logistycznej, ale nie pierwszym w ogóle. Wcześniej taki samochód kupiło jedno z miast na Pomorzu.

Rohlig Suus Logistics przetestował jeden z najpopularniejszych modeli aut elektrycznych obecnie wykorzystywanych w transporcie towarów, czyli Volkswagena e-Craftera. W teście firmy logistycznej, samochód przejeżdżał średnio 130 km. Odpowiednik z silnikiem diesla przez cały dzień pokonuje nawet 230 km. Auto elektryczne uniesie niespełna 1000 kg ładunku, podczas gdy Crafter z silnikiem spalinowym 1300 kg. Różnica to prawie jedna trzecia ładowności, co ma znaczenie w przypadku przewozów paletowych.

Także spółka NoLimit, która kupiła bliźniacze w stosunku do eCraftera trzy elektryczne MAN eTGE stwierdziła, że auta nie spełniają wszystkich wymogów operatora. – Zasięg wynosi 140 km, a my potrzebujemy dwukrotnie więcej, mała jest także pojemność nadwozia, wynosząca 10,7 m3, gdy spalinowe pojazdy mają nadwozia o pojemności 16 m3. Mała jest ładowność wynosząca 950 kg, przydałoby się 150-200 kg więcej. Także niska podłoga furgonu nie nadaje się do rozładunku przy rampie – wylicza słabe strony pojazdów dyrektor Service Line Home Delivery w No Limit Maciej Rybak.

Materiał Partnera
Jakość w logistyce – dlaczego firm nie stać na pozorne oszczędności?
Innowacje w logistyce
AI, IoT, Big Data i telematyka w zarządzaniu flotą pojazdów
Innowacje w logistyce
Poznański Instytut Technologiczny będzie konkurować z Fraunhoferem
Innowacje w logistyce
Telematyczne przejęcie zatrzęsie Europą
Innowacje w logistyce
Aktywne znaki zaświecą na głównych drogach