O skali zapaści branży przewozów samochodowych świadczy liczba kierowców poszukujących pracy. Do niedawna braki kierowców szacowane były na 30-50 tys. w Polsce i drugie tyle w Europie, a wszyscy szybko znajdywali zatrudnienie. – Od pewnego czasu zauważamy wzrost liczby kierowców dostępnych na rynku krajowym – stwierdza Vice President Land Transport Cluster North East Europe w DB Schenker Marek Skowroński. Tłumaczy, że przyczyniły się do tego zmiany w przepisach np. we Francji czy Niemczech, które nałożyły wiele obowiązków na przewoźników międzynarodowych realizujących tam swoje usługi i w efekcie ich działalność na rynkach zagranicznych została ograniczona. – Część przewoźników przesunęła swoje zasoby na rynek krajowy. Do tego dochodzi spowolnienie gospodarcze spowodowane epidemią – podkreśla Skowroński.
Czytaj więcej w: Jaka jest kondycja polskich przewoźników?
O spowolnieniu mówią także przewoźnicy z innych regionów Polski. – Transport jest na granicy opłacalności. Jest bardzo mało przewozów, a to co jest, często funkcjonuje poniżej kosztów. Przewoźnicy wolą pozostawić samochody na bazie niż dokładać do wykonywanych przewozów. Do świąt auta jeździły. Po świętach dużo zostało na bazach – zapewnia dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych i Spedytorów Podlasie Mariusz Biernacki.
Czytaj więcej w: http://Dobre wieści dla transportu. Przemysł wznawia produkcję
Także inne firmy logistyczne dostrzegają zmianę na rynku. – Nie obserwujemy problemów z dostępnością kierowców – przyznaje dyrektor floty w Rohlig Suus Logistics Dariusz Gołębiowski. – Rzeczywiście, na początkowym etapie ruch do krajów najbardziej dotkniętych epidemią koronawirusa – Włoch czy Hiszpanii – był utrudniony. Wzrost stawek transportu, ze względu na ograniczenia w tych krajach, ale także korki na granicach, powodowały, że klienci radykalnie obniżyli liczbę zleceń. Powoli sytuacja wraca jednak do normy, a przewoźnicy w dobie kryzysu chcą realizować przewozy – dodaje Gołębiowski.