Jeden z polskich przewoźników ma 2 lekkie samochody, którymi jeździ m.in. do Francji. Niedawno otrzymał mandat na 6 tys. euro nałożony przez francuską inspekcję transportową. Funkcjonariusz zarzucił kierowcy pracę podczas weekendu w samochodzie. – Dostałem mandat za nic – uważa przedsiębiorca pragnący zachować anonimowość.
Telefoniczna sekwestracja
Opisuje dalej, że kierowca odmówił przyjęcia mandatu, więc funkcjonariusz zadzwonił gdzieś, mówiąc, że rozmawia z prokuratorem. Głos w słuchawce potwierdził zajęcie samochodu. Kierowca nie wiedział z kim inspektor prowadzi rozmowę i nie zgodził się na telefoniczną sekwestrację auta. Zablokował się w samochodzie, na co przyjechała żandarmeria i zagroziła wybiciem szyby w aucie i wyciągnięcie kierowcy siłą.
Czytaj więcej
Bydgoski producent po raz kolejny wygrał z Alstomem, tym razem na dostawę 62 pojazdów dla Kolei Rumuńskich.
Francuskie władze zabrały samochód, a kierowcę zastawiły na parkingu. „Co ze sobą zrobisz to nie nasz problem”. Na szczęście udało się zarezerwować hotelowy pokój w najbliższym miasteczku i zamówić taksówkę.
Auto odnalazło się na parkingu 10 km od miejsca kontroli. Policja kazała bezpodstawnie zdemontować dodatkowe oświetlenie, co zajęło kierowcy 3-4 godziny. Okazało się, że parking kosztuje… 600 euro za dobę. Policjant postawił kierowcy ultimatum: albo płaci mandat i opłatę za parking na miejscu (był piątek), albo poczeka do następnej wizyty mundurowego, która może będzie we wtorek, a może w środę. Inspektor dorzucił, że kierowca czekając „może podziwiać piękną Francję”.