Dojazd do terminali w Korczowej, Dorohusku i Hrebennem jest zablokowany. – Protestuje ze 20 osób, nie ściągaliśmy ich dużo naraz, ponieważ zakładamy długi protest i musimy mieć ludzi do podmiany. Mają się pojawić także wspierający nas rolnicy – ujawnia jeden z organizatorów protestu Tomasz Borkowski.
Jego samochody od 16 lat jeżdżą do Ukrainy, ale pracy dla nich jest coraz mniej. – W tym roku przez granicę przejechało 880 tys. samochodów ciężarowych, do końca roku będzie milion. Przed wojną każda ze stron miała po 160 tys. zezwoleń – tłumaczy Borkowski. Protestujący uważają, że połowa przewozów powinna być wykonywana przez polskie firmy. W poprzednim tygodniu na 27 tys. ciężarówek stojących w kolejce na wyjazd do Polski, tylko 1700 było polskich.
Kolejka na dziesięć dni
Przewoźnicy z Polski uważają, że strona ukraińska gra nie fair. Polskie samochody stoją w Ukrainie w elektronicznej kolejce, której system jest tak skonstruowany, że daje ułatwienia tamtejszym firmom. – Nasze stoją po 12 dni na wyjazd z Ukrainy. Żeby legalnie wprowadzić auto do elektronicznej kolejki, muszę wjechać nim do Ukrainy. Polscy przewoźnicy jeżdżą do Lwowa, a najdalej do Kijowa. To zajmuje dwa dni, a dziesięć dni stoją. Natomiast ukraińska firma może zarezerwować miejsce z kilkudniowym wyprzedzeniem, zanim rozpocznie transport – porównuje Borkowski.
Czytaj więcej
Przewozy drogowe w Europie padły ofiarą spowolnienia gospodarczego, które ograniczy tegoroczny wzrost sektora do zaledwie 1,4%. Lepsza koniunktura spodziewana jest w 2024 r., choć w opinii branżowych ekspertów wielu problemów można było uniknąć.