Ubiegły rok okazał się niepomyślny dla działających w Polsce przewoźników promowych. Główna trasa ze Świnoujścia do Szwecji zanotowała 10-procentowy spadek przewozów do 9 mln ton, wg wstępnych danych podanych przez Ministerstwo Infrastruktury.
To złe wieści szczególnie dla polskich armatorów, którzy w ostatnich latach stracili prawie 20 pp. procentowych udziału rynkowego na kluczowej trasie do Ystad. Zagraniczna konkurencja wprowadziła wcześniej duże promy i wypycha PŻM (Unityline) i PŻB (Polferries) z rynku. – Konkurencja zabiera ładunki głównie polskim armatorom, a nie TT Line. Promy konkurencji o długości linii ładunkowej ponad 4 km są bardziej konkurencyjne do naszych 20-letnich promów o linii ładunkowej o średniej długości 1,5 km – wyjaśnia sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury Arkadiusz Marchewka.
Czytaj więcej
Nie widać końca spadków na rynku samochodów ciężarowych. Najmocniej uderzony segment przewoźników międzynarodowych.
Finansowanie na nowo
Przyznaje, że sytuacja na rynku promowym jest wielkim wyzwaniem. Rząd planował, że nowe promy polskich armatorów wejdą do użytku w 2017 roku, jednak nie udało się tego dokonać nawet w 2021 roku. Udało się jedynie w trybie alarmowym kupić we Włoszech prom, który wszedł latem 2024 roku do żeglugi w barwach Polferries jako Varsovia.
Dopiero w kwietniu 2020 roku powstała spółka Polskie Promy z kapitałem 650 mln zł. Razem z pożyczką 350 mln zł sfinansowała budowę trzech promów w stoczni Remontowa. Zwodowała jeden prom, drugi jest na ukończeniu, jednak od lutego 2024 roku stocznia nie otrzymywała pieniędzy za wykonane prace. – Mamy problem z finansowaniem projektu – przyznaje sekretarz stanu.