Jelczem w Himalaje

Największe sukcesy polskich himalaistów przypadły na lata 70 i 80. Wyczyny były możliwe dzięki Jelczom, które dowiozły wyprawy do podnóża gór. Dwóch śmiałków planuje w 2020 roku dojechać w Himalaje zabytkowym Jelczem.

Publikacja: 22.12.2019 22:34

Jelczem w Himalaje

Foto: logistyka.rp.pl

Maciej Pietrowicz (rocznik 1981) zdobył Jelcza, którego z wielkim poświęceniem, w największe upały tego lata wyremontował Arkadiusz Peryga. Wspólnie planują wyjazd wyremontowanym Jelczem do Nepalu, wioząc pomoc humanitarną dla dzieci.

Dla Pietrowicza to podróż śladami ojca, który w złotych latach polskiego himalaizmu brał udział w kilku wyprawach. Dwóch młodych śmiałków wspiera Krzysztof Czaplicki, przyjaciel ojca Macieja i uczestnik wypraw z lat 80.

– Auto nie jest repliką. Ma przypominać Jelcze z tamtych wypraw – tłumaczy Peryga. Podkreśla, że choć samochód jest sprawny i po remoncie, to przed trasą liczącą 22 tys. km trzeba wymienić sporo części. Niezbędne są także zapasy żywności na dwa miesiące jazdy i gotówka na paliwo. Organizatorzy proszą o pomoc w znalezieniu sponsorów i części zamiennych.

""

Zabytkowy Jelcz ruszy jesienią 2020 roku do Nepalu. Na burbuchajce Arkadiusz Peryga i Maciej Pietrowicz, na stopniach kabiny Krzysztof Czaplicki.

Foto: logistyka.rp.pl

Sportowa żyłka i obiecujące rynki

Pietrowicz i Peryga nie są alpinistami, nie zamierzają zdobywać szczytów. Ich celem jest upamiętnienie dokonań polskich wspinaczy sprzed 30-40 lat. Symbolicznym osiągnięciem było zdobycie przez Leszka Cichego i Krzysztofa Wielickiego w lutym 1980 roku Everestu. Było to pierwsze w historii wejście na ośmiotysięcznik zimą. Uważane jest przez wielu za najważniejsze w historii alpinizmu.

– Everest zmodyfikował moją mentalność. Świadomość, że zimą byliśmy na szczycie jako pierwsi, pomaga mi żyć – uważa Cichy. Ta wyprawa zapoczątkowała serię zimowych wejść Polaków na najwyższe szczyty świata. Jako pierwsi wspięli się na 10 spośród czternastu ośmiotysięczników.

– To wynikało ze sportowej żyłki. Wszystkie 14 ośmiotysięczników zostało zdobyte w latach 1953-1960, gdy Polacy nie mogli wyjeżdżać. Pierwsza poważna polska wyprawa wyruszyła w 1971 roku. Polacy skoncentrowali się na niezdobytych 7-tysięcznikach oraz na także niezdobytych bocznych wierzchołkach 8-tysięczników. Do tej pory najliczniejszą grupę zdobywców 25 najwyższych punktów Ziemi stanowią Polacy. Potem wyznaczaliśmy nowe, trudniejsze drogi. Logiczną konsekwencją było zdobywanie szczytów zimą – tłumaczy Cichy.

""

Celna kontrola na granicy pakistańskiej w 1979 roku. Jelcz wiezie wyprawę z Jeleniej Góry na Annapurnę Południową.

Foto: logistyka.rp.pl

Władze PRL popierały himalaistów, licząc na reklamę kraju. Z dewizami było jednak zawsze krucho, dlatego nieliczni docierali do Nepalu samolotem, większość członków wypraw przyjeżdżała w Himalaje wraz z ekwipunkiem ciężarowymi Jelczami.

Samochody udostępniało Ministerstwo Przemysłu Maszynowego, które liczyło na reklamę produktów w krajach Azji, które – jak choćby Indie i Chiny – były poważnym importerem polskich pojazdów.

Pierwszy Jelcz z alpinistami (kierownik wyprawy Janusz Fereński) wyruszył w 1971 roku. Prowadzony przez kierowcę Jelczańskich Zakładów Samochodowych Tadeusza Barbackiego Jelcz 315 M bezpiecznie dojechał do afgańskiego Hindukuszu.

Za własne pieniądze

Rząd wspierał wyprawy przekazując samochody, wyposażenie i żywność (puch na zimowe kurtki dostarczyły Koła Gospodyń Wiejskich), ale nie dawał gotówki. Tę  alpiniści musieli zdobywać sami. Wśród transportowanego w zaplombowanych przez celników beczkach wyposażenia przemycali wiezione na handel drobiazgi: kryształy, spirytus, aparaty fotograficzne, pepegi.

""

Na trasie bywało i tak. Jelcz jeleniogórskiej wyprawy na Annapurnę Południową.

Foto: logistyka.rp.pl

Pietrowicz dodaje, że pierwszym przystankiem, na którym sprzedawało się towar był wiedeński Mexikoplatz. Kryształy szły w Indiach, w Nepalu dobrze sprzedawała się gąbka o wymiarach 2×1,5 m używana jako materac do spania. Dewizy były potrzebne nie tylko na paliwo, ale i na bakszysz. Łapówki pomagały wyperswadować celnikom zaglądanie do beczek, w których alpiniści wieźli towar i jedzenie.

– Wygody jazdy nie było żadnej, ale wszyscy byli tak podnieceni wyjazdem w dalekie góry, że nie przeszkadzały im żadne trudności. Nawet twarde spanie nie studziło zapału – zapewnia kierowca Jelcza z wielu ekspedycji Marian Sajnog.

Jelcze były fabrycznie nowe i jak zapewnia Sajnog bardzo dobrze prowadziły się. Ciężarówki kupował Polski Związek Alpinizmu. – To były najlepsze samochody, jakie można było dostać za złotówki, bo wydatek dewizowy nie wchodził w grę. Jelcz miał dużą ładowność, większą od Stara, a na dodatek Jelczańskie Zakłady Samochodowe były blisko Jeleniej Góry – podkreśla Sajnog, który stamtąd wyruszał.

""

Zaopatrzenie musiało wystarczyć na dwa miesiące podróżowania.

Foto: logistyka.rp.pl

W Jelczach alpiniści montowali drugą podłogę, 30-40 cm nad właściwą, i tam upychali zaopatrzenie. Podstawą jadłospisu był paprykarz i pasztet w puszkach. Resztę dobytku pakowali w zapieczętowane przez celników beczki.

Seryjny Jelcz miał tylko jeden, 250-litrowy zbiornik. Himalaiści dołożyli jeszcze trzy, więc samochód łącznie mógł zatankować tysiąc litrów oleju napędowego. Zbiorniki były połączone szeregowo, a do przepompowania paliwa służyła ręczna pompka, którą na zmianę obsługiwali pasażerowie.

Nad szoferką kierowcy montowali balkon, zwany z afgańska „burbuchajką”. Dawała dodatkową powierzchnię ładunkową, a w gorącym klimacie stawała się wygodną sypialnią. W burbuchajce kierowcy trzymali najczęściej wykorzystywane części zamienne, jak paski klinowe, wentylki i dętki.

""

Prawie na miejscu, w oddali szczyty Himalajów.

Foto: logistyka.rp.pl

Samochód już jest

Kierowca wypraw z lat 70 i 80 Mirosław Wiśniewski zapewnia, że Jelcz jest dla niego symbolem ludzi, którzy wyjeżdżali w Himalaje i którzy podejmowali ogromny wysiłek, by tylko się tam dostać. – Przewiezienie sprzętu wymagało od nas niezwykłej determinacji. Wiedzieliśmy, że bez nas wyprawa mogłaby się nie odbyć. Nie chcieliśmy zawieść naszych przyjaciół, a szczególnie Andrzeja Zawady. Dlatego z niezwykłą czułością wspominam tamte ciężarówki i tamte trudne drogi. Cieszę się, że (…) zostanie reaktywowana nasza „Gucia” – zapewnia Wiśniewski.

Jelcz będzie miał do pokonania ponad 10 tys. kilometrów w jedną stronę, odwiedzając Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Iran, Pakistan, Indie i Nepal. Organizatorzy planują z wyprawy zrobić film. – Celem jest droga, nie zdobycie jakiegokolwiek szczytu. Wyprawę planujemy na jesień 2020 roku, w rocznicę pierwszego zimowego wejścia na Everest – zaznacza Pietrowicz.

Więcej na stronie: www.jelczemWhimalaje.pl

Maciej Pietrowicz (rocznik 1981) zdobył Jelcza, którego z wielkim poświęceniem, w największe upały tego lata wyremontował Arkadiusz Peryga. Wspólnie planują wyjazd wyremontowanym Jelczem do Nepalu, wioząc pomoc humanitarną dla dzieci.

Dla Pietrowicza to podróż śladami ojca, który w złotych latach polskiego himalaizmu brał udział w kilku wyprawach. Dwóch młodych śmiałków wspiera Krzysztof Czaplicki, przyjaciel ojca Macieja i uczestnik wypraw z lat 80.

Pozostało 93% artykułu
Przewozy
Adriatyckie portowe tygrysy
Przewozy
Ceny spadają szybciej niż przewozy
Przewozy
Prognozy dla rynku TSL na 2023 rok. Spowolnienie we wszystkich sektorach
Przewozy
Złe prognozy dla transportu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Przewozy
Zleceniodawcy już wydłużają terminy płatności
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką