Krajowego Rejestru Długów wylicza, że od początku roku długi branży transportowej wzrosły o 181 mln zł do 981 mln zł. Prezes KRD Adam Łącki uważa, że przyczyną jest nadpodaż usług. – Największym problemem branży jest rozdrobnienie. To powoduje, że między małymi firmami trwa walka o zlecenie za wszelką cenę. Czyli między innymi bez weryfikacji zleceniodawcy – podkreśla Łącki.
Znikający pośrednicy
Uważa, że w większości przypadków przewoźnicy nie patrzą na konsekwencje. – Jeśli mają do wyboru stać albo przyjąć zlecenie, to wybierają to drugie, choć to nie zawsze okazuje się dobrym rozwiązaniem, bo ponoszą koszty, a nie dostają zapłaty. Przez potężną konkurencję, o terminach i warunkach płatności nie decyduje przewoźnik, tylko jego zleceniodawca. Finalnie może się okazać, że przewóz był bardzo mało opłacalny albo płatność nie trafia na konto o czasie lub co gorsza, w ogóle jej nie ma – opisuje Łącki.
Czytaj więcej w: Przewoźnicy walczą o najlepszych kierowców i nie tną wypłat
Wskazuje, że 86 proc. dłużników transportowych to jednoosobowe działalności gospodarcze. W tej branży, podobnie jak w budownictwie, łańcuch płatności jest długi. – Zanim pieniądze otrzyma ten, który realnie przewozi towar z magazynu, czeka na nie wielu pośredników – podkreśla Łącki.
Pośrednicy bezwzględnie wykorzystują sytuację. Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych alarmuje, że sytuacja jest coraz gorsza. – Mikro i małych firm nie stać na kancelarie prawne oraz długotrwałe kosztowne procesy – tłumaczy przedstawiciel ZMPD Józef Słowikowski.