Handlowcy importerów ciężarówek narzekają na trudne czasy. Wśród nich nerwowość jest duża, choć produkcja już w 2021 roku została wyprzedana do końca tego grudnia, a zapełniany jest portfel zamówień na luty i marzec. Błyskawicznie rosnące ceny materiałów, przede wszystkim stali, zmusiły do nieplanowanych podwyżek cen nowego taboru.
Ceny ważne przez kilka godzin
W rezultacie sprzedawcy wbrew umowom podnoszą ceny odbieranych aut. Korekty sięgają kilkunastu tys. euro za typowy ciągnik. Na rynku słyszy się o cenach 120-130 tys. euro za ciągnik siodłowy.
Walczące z brakami komponentów fabryki nie są w stanie nadążyć za popytem i kolejny przykry obowiązek handlowca to odmowa realizacji pełnych kontraktów. Zamiast dostawy np. 50 ciągników przewoźnik może odebrać 10 sztuk. Reszta kierowana jest do mniejszych odbiorców, aby oni także mogli odnowić przynajmniej część floty. Importer ma tę korzyść ze zmiany, że poprawia sobie marże.
Przewoźnicy cieszą się, gdy mogą kupić nową naczepę kurtynową w cenie poniżej 30 tys. euro. W ostatnim roku ich ceny wzrosły o 25 proc. Podobnie jest z zabudowami. – W trakcie pandemii stal drożała, ale była dostępna. Dopiero po wybuchu wojny zaczęły się prawdziwe problemy ze stalą i ceny poszły w górę, a oferta miała ważność do godz. 14.00 tego samego dnia. Teraz jest nieco lepiej, ceny nawet spadły, ale dalej są na wysokim poziomie – przyznaje przedstawiciel firmy Gniotpol, jednego z wiodących producentów zabudów kubaturowych i wymiennych.
Gniotpol produkuje do 140-150 jednostek miesięcznie i wypalarki laserowe działu przygotowania produkcji pracują na 3 zmiany.