Białoruskie firmy międzynarodowego transportu drogowego stanowią coraz większy problem dla rodzimych przedsiębiorców. – Przychodzą do banku z torbami pieniędzy, nikt nie pyta o ich pochodzenie, nie interesuje to nawet KNF – mówi jeden z przewoźników. Rozżalony dodaje, że banki nawet zabiegają o te pieniądze, reklamując brak prowizji przy wpłacie nowych środków. A są one niemałe. – Spółka z jedną licencją, osobą odpowiedzialną za transport i osobą zarządu wyceniana jest na 300-400 tys. zł – dodaje prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Jan Buczek.
Czytaj więcej
Komisja proponuje cel zerowych emisji od 2030 roku dla nowych autobusów miejskich i redukcję emisji CO2 o 90 proc. dla nowych samochodów ciężarowych do 2040 roku.
Niepokoi się, że wiedza o tym co jest przewożone samochodami może trafić w niepowołane ręce. Przewoźnicy przyznają, że trafiają się ładunki, których oni nie chcą wieźć, np. powiązane z wymianą na granicy listu przewozowego CMR. – Takie zlecenia będą brane bez skrupułów przez firmy z kapitałem rosyjskim czy białoruskim – przypuszcza przewoźniczka z Kujaw Ewa Korfanty.
Z danych Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej wynika, że zarejestrowanych w Polsce firm międzynarodowego transportu drogowego z kapitałem ukraińskim jest blisko 2,1 tys., z białoruskim niemal 0,9 tys. i niecałe 0,2 tys. z rosyjskim. W ostatniej dekadzie w Polsce obcy kapitał zarejestrował ponad 4,2 tys. firm transportu drogowego.
Ministerstwo Infrastruktury stwierdza, że obserwuje zjawisko rejestracji firm przez kapitał ze wschodu. – Problem narasta od drugiej połowy 2022 roku – przyznaje dyrektor Departamentu Transportu Drogowego w Ministerstwie Infrastruktury Renata Rychter.