Producentów autobusów i ciężarówek będą obowiązywać bardziej rygorystyczne limity emisji spalin mierzone w laboratoriach i w rzeczywistych warunkach jazdy, przy jednoczesnym zachowaniu obecnych warunków testowych Euro VI. – Udało nam się osiągnąć równowagę między celami środowiskowymi a żywotnymi interesami producentów. Chcemy zapewnić przystępność cenową nowych mniejszych samochodów z silnikami spalinowymi dla klientów krajowych, a jednocześnie umożliwić przemysłowi motoryzacyjnemu przygotowanie się do oczekiwanej transformacji sektora. UE zajmie się teraz również kwestią emisji z hamulców i opon oraz zapewnieniem większej trwałości akumulatorów – tłumaczy zmiany sprawozdawca Alexandr Vondra (ECR, Czechy).
Przemysł samochodowy głosem European Automobile Manufacturers’ Association (ACEA) kręci nosem i narzeka na nowe wymogi, ponieważ pojawiają się w krytycznym momencie, gdy europejski przemysł motoryzacyjny odchodzi od silników spalinowych na rzecz elektrycznych układów napędowych. Tymczasem rodzimi producenci muszą stawić czoła ostrzejszej konkurencji ze strony Chin i Stanów Zjednoczonych, a jednocześnie przyjdzie im zapłacić za dostosowanie silników do nowych norm.
Czytaj więcej
Rząd federalny będzie musiał wypłacić wraz z odsetkami przewoźnikom nienależnie pobrane opłaty od firm transportowych.
Wydaje się jednak, że utyskiwania są na wyrost, a zatwierdzenie przepisów przez Radę będzie formalnością. W komunikacie ACEA przyznała, że są to „wiodące na świecie normy emisji”, a zatem prawa rynkowe zmuszą konkurencję z innych kontynentów i dużych rynków do pójścia w ślady europejskiego regulatora.
Na dodatek producenci już poczynili największe wydatki w postaci przygotowania nowych platform silników. Przeznaczone są dla najpopularniejszej wśród ciężarówek kategorii o dmc powyżej 16 ton i spełnią po modernizacjach normy Euro VII, która zacznie obowiązywać 42 miesiące po przyjęciu przez Radę.