Najwięcej, bo blisko 30 proc. zanieczyszczeń emitują kontenerowce. Fot DCT Gdańsk
Foto: logistyka.rp.pl
Oznacza to, że przy zachowaniu tej samej wielkości i struktury floty, emisje w 2030 roku nie będą mogły przekroczyć 83 526 736 ton CO2. To mniej niż w zeszłym roku wygenerowały wspólnie kontenerowce, tankowce, masowce i chemikaliowce. Reszta emisji będzie musiała zostać skompensowana za pomocą mechanizmu rynkowego, jakim jest EU ETS lub w inny, zależny od właścicieli statków sposób. Unijni urzędnicy ustalą jednak dodatkowo roczny współczynnik redukcji liniowej dla poszczególnych kategorii statków, a na tych przedsiębiorców, którzy nie osiągną założonego wskaźnika nałożą skuteczną, proporcjonalną i odstraszającą karę finansową zgodną z rynkowym systemem handlu uprawnieniami do emisji. Unia chce w ten sposób zmusić operatorów statków do inwestowania w badania i innowacje prowadzące do poprawy efektywności energetycznej floty, a w konsekwencji osiągnięcia założonych celów klimatycznych.
Problem polega na tym, że w ciągu 8 lat nie za bardzo będzie w czym wybierać.
Podstawowa trudność wynika z faktu, że flota korzystająca z portów EOG jest stosunkowo młoda. W raporcie Komisji Europejskiej z 19 maja br. podsumowującym pierwszy okres raportowania do EU MRV, tj. rok 2018 (który początkowo miał być rokiem bazowym dla EU ETS w odniesieniu do żeglugi), wskazano, że średni wiek statków wynosił 11 lat. Biorąc pod uwagę, że żywotność dużych jednostek (5 tys. ton brutto i większych) to 25 do 30 lat, zdecydowana większość z nich zachowa zdolność operacyjną do 2030, a nawet 2040 roku. Do portów EOG będą więc zawijać te same statki co obecnie. W związku z tym, w tak krótkim czasie nie ma także możliwości znaczącego obniżenia emisji dzięki zaostrzeniu wymogów dotyczących dopuszczalnego wskaźnika efektywności energetycznej dla nowo projektowanych jednostek (EEDI). Zwłaszcza, że większość floty produkowanej po 2015 roku spełnia już standardy EEDI narzucone przez Międzynarodową Organizację Morską (IMO) dla statków, które będą budowane w latach 2020-2025.
Czytaj więcej w: Przewoźnicy porażeni prądem
Pewnego potencjału zmniejszenia emisji w żegludze od dawana upatruje się w wykorzystaniu paliw alternatywnych, ale dane Komisji Europejskiej nie pozostawiają złudzeń także w tym kontekście. Według majowego raportu 70 proc. paliwa zużytego w monitorowanym okresie stanowił ciężki olej napędowy, zaliczany do paliw resztkowych o bardzo wysokim wskaźniku zanieczyszczania powietrza. Dla porównania LNG to zaledwie 3 proc. całkowitego zużycia paliwa. Jednocześnie niewiele wskazuje na to, aby miało się to zmienić w ciągu najbliższych lat, a może nawet dekad. Według szacunków Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) w 2040 roku zaledwie 3 proc. całkowitego zapotrzebowania na paliwo dla transportu morskiego będzie zaspokajane przez rozwiązania niskoemisyjne.
Z pomocą przychodzą IT i eko trendy w branży transportowej
Na obniżenie emisji CO2 w żegludze mogą mieć wpływ jednak inne czynniki, niż tylko czyste paliwa i EU ETS. Uwaga sektora morskiego skupia się zwłaszcza na środkach operacyjnych i rozwiązaniach IT. Korzyści na pewno przyniesie dalsze ograniczenie prędkości statków, choć większość z nich zwolniła już o 15 do 20 proc. w porównaniu z 2008 rokiem. Ograniczenie prędkości w żegludze morskiej testowano na dużą skalę już w latach 2006-2012 ze względu na gwałtowny wzrost cen paliw. Okazało się wówczas, że zmniejszenie prędkości o 10 proc. przekłada się na ok. 19 proc. spadek zużycia paliwa i zauważalną redukcję emisji CO2.