W czerwcu ruszyły wycieczki szkolne, ale poza tym zleceń było bardzo mało. – Na Wybrzeżu turystów było całe multum, ale wszyscy przyjechali własnymi samochodami, nie dopisały też wycieczkowce. To był stracony sezon – ocenia prezes Pomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych Tomasz Rejek.
Do Europy nie przyjechały także wycieczki z Azji. – Pracujemy na 20-30 proc. możliwości – ocenia prezes Polskie Stowarzyszenia Przewoźników Autokarowych Rafał Jańczuk. Uważa, że sytuacja branży jest beznadziejna. – Przewoźnicy towarowi podkupili nam kierowców. Chciałbym zmniejszyć flotę, ale nikt nie chce kupić autokarów – tłumaczy Jańczuk.
W podobnej sytuacji jest kilka tysięcy przedsiębiorców autokarowych. Rząd obiecywał pomoc w postaci finansowania ARP, jednak okazało się ono nie atrakcyjne. ARP wymaga żyrowania firmy leasingowej, co nie jest do przyjęcia dla komercyjnych podmiotów, bo one i tak już ponoszą ryzyko bankructwa przewoźnika. Na dodatek warunki finansowe ARP są takie same jak rynkowe.
Firmy leasingowe nawet nie starają się odbierać autobusów, zadowalając się pobieraniem jedynie odsetek rat leasingowych. Autokary to niechodliwy towar i instytucje finansowe tylko straciłyby przejmując pojazdy, o które musiałyby dbać i konserwować, bez widoków na sprzedaż.
Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego i analizującej rynek autobusów firmy JMK wynika, że tegoroczne rejestracje nowych autokarów (do sierpnia) wyniosły średnio 16 sztuk miesięcznie, gdy w 2019 roku średnia przekroczyła 28 sztuk. Jednak w 2020 roku sięgnęła ledwie 7,8 sztuk miesięcznie.