Przepustowość terminala w Dorohusku wzrosła z 1200 aut ciężarowych wjeżdżających do Polski w czerwcu do 1800 we wrześniu. – Kolejka z 3 tygodni zmalała do 2 tygodni, jednak korki nadal są wielkie i w rezultacie dużo towaru do UE wjeżdża przez granicę z Rumunią, na czym traci budżet naszego państwa – wskazuje wiceprezes Polish Forwarding Company Bartosz Samulak.
Przemysł poszkodowany
Tracą także producenci, np. Barlinek, który ma zakłady w Polsce i w Winnicy na Ukrainie. – Zakłady dzieli dystans 1300 km, który ciężarówka pokona w 3 dni. Jednak granica powoduje, że przed wojną potrzebowała 7 dni, a teraz stoi 14 dni, aby dojechać do urzędu celnego. Zarazem certyfikat fitosanitarny jest ważny 14 dni i towar musi zawracać – opisuje sytuację Group Transport Manager w spółce Barlinek Laura Głownik.
Czytaj więcej
Unia lepiej połączy drogami Ukrainę i Mołdowę dzięki włączeniu korytarzy transportowych do tych krajów do sieci bazowej TEN-T.
Nie lepiej jest z przewozami kolejowymi. – Musieliśmy zawrócić pociąg i cała procedura zajęła 2 miesiące – dodaje Głownik. Stwierdza, że wśród urzędników, eksporterów i importerów nie ma świadomości do czego służą agencje celne. – W granicznych terminalach nie ma miejsca dla agencji celnych, w Medyce są 3 agencje. Powstaje nowy terminal w Krupnikach k. Przemyśla, wyposażony w potężny parking i zero miejsc dla agencji celnych. Tak wygląda nasze planowanie – podkreśla przedstawicielka Barlinka.
Przedstawiciele agencji celnych wskazują na jeszcze inne braki. – Ustawy wprowadzają nowe rozwiązania, które na granicy nie zdają egzaminu, jak np. podpis kwalifikowany. Tam, gdzie prawo przewiduje fakultatywność wymagań, funkcjonariusze służb wprowadzają obowiązek stosowania zapisu. Nie stosuje się uproszczeń wobec firm mających status upoważnionego przedsiębiorcy (AEO) – wylicza prezes agencji celnej DTA z Białej Podlaskiej Jarosław Mystkowski.