Przewoźnicy informują, że 10 listopada, w piątek po południu, komendant Policji z Tomaszowa Lubelskiego, miasta leżącego przy drodze krajowej nr 17 wiodącej do terminalu w Hrebenne, domagał się zakończenia protestu. Jako argumenty podawał zagrożenie życia kierowców tirów czekających wzdłuż dróg na przejazd. Obawia się, że mogą oni wpaść pod koła samochodów osobowych mijających stające w kolejce ciężarówki.
Protestujący nie rozumieją, dlaczego ten problem nie obchodził nikogo przez 30 lat, odkąd (czasem liczące po wiele kilometrów) kolejki stoją przed granicznymi terminalami. – Rozstawione są co kilometr są toj-toje, rozwozimy kierowcom chleb z piekarni, której za to zapłaciliśmy. Natomiast nasi kierowcy stoją po 10-12 dni po stronie ukraińskiej na kompletnym pustkowiu. Najbliższa stacja jest oddalona o kilometry i to nikomu nie przeszkadza – porównuje proszący o anonimowość jeden z polskich przewoźników.
Czytaj więcej
Przewoźnicy alarmują, że Ukraińcy usunęli z elektronicznej kolejki 500 polskich ciężarówek oczekujących na wjazd do Polski.
Komendant Policji z Tomaszowa Lubelskiego argumentował również, że protestujący nie przepuszczają cystern. Jeden z blokujących przewoźników zapewnia, że co godzinę przepuszczone są dwie cysterny i jedna plandeka, a w kolejce nie ma żadnych cystern. Od 15.00, po rozmowach z komendantem, puszczane są co godzina po 4 ciężarówki – wszystkie jadą na bieżąco. Przewoźnicy z ładunkami niebezpiecznymi (ADR) wcale nie stoją w kolejce.
W Dorohusku Policja prosiła wójta o rozwiązanie protestu, ponieważ obawiała się, że nie zapanuje nad grupą ukraińskich kierowców, którzy siłą chcieli przerwać blokadę. – Łatwiej jest zakończyć protest niż rozgonić agresywnych kierowców – zauważa kwaśno jeden z organizatorów protestu Tomasz Borkowski. Wspierający protest polityk Konfederacji Rafał Mekler uważa, że w tej sytuacji rządzi grupa obcokrajowców.