Granica z Białorusią pozostaje otwarta na Litwie i Łotwie. Polscy przedsiębiorcy denerwują się, że tamtejsze firmy już przejmują ładunki i kontrakty, a im grozi do tego utrata kierowców oraz taboru. – Dla wielu przewoźników rynek wschodni to ostatnia kromka chleba – zaznacza przewodniczący Regionu Mazowieckiego III Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Piotr Prudzyński.
Przyznaje, że w podobnej sytuacji do Polski są Litwini i Łotysze, ale oni zarabiają pieniądze na zamknięciu polskiej granicy. – Ich firmy przejmują cały potok ładunków, który do tej pory szedł przez Polskę. Ukraina potrafi prowadzić pełnoskalową wojnę bez zarzynania swoich przedsiębiorców. Nawet Ukraińcy mogą jeździć na Białoruś (i są tam widoczni), a polscy przedsiębiorcy nie mogą. Polski rząd strzelił nam w kolano. Oczekujemy przywrócenia dostępu do rynku – podkreśla Prudzyński.
Czytaj więcej
Przemysł samochodowy zainwestował miliardy w niechodliwe elektryki i obawia się, że nakłady się n...
Do ostatniej chwili starali się o niego walczyć. – W czterech zmianach pełnionych w dniach 9–11 września 2025 r. na kierunku wyjazdowym z Polski przez towarowe przejście graniczne Kukuryki–Kozłowicze odprawiono łącznie 1 346 samochodów ciężarowych. Tydzień wcześniej (2–4 września) w analogicznej liczbie zmian odprawiono 1 227 pojazdów. Oznacza to wzrost o 9,7 proc. tydzień do tygodnia – porównuje rzecznik prasowy Szefa Krajowej Administracji Skarbowej St.asp. Justyna Pasieczyńska.
Ostatniego dnia przed zamknięciem, 11 września służba dzienna odprawiła 348 samochodów, o 4,8 proc. więcej niż tydzień wcześniej.