Koncerny samochodowe przewidują, że branża kurierska wprowadzi elektryfikację do miast. Do zastąpienia jest kilkadziesiąt tysięcy samochodów dostawczych. Kurierzy zamawiają te samochody dziesiątkami, a wkrótce będą podpisywać umowy na setki. Tylko polski oddziała DHL Parcel zamierza w najbliższych kilku latach kupić ponad 600 elektrycznych samochodów.
Ta sama klasa pojemności
Do elektrycznego Mercedesa Sprintera i VW Craftera dołączyła słowacka Voltia, która także oferuje dostawczaki XL o pojemności zabudowy 11 m3, ale na samochodach eK0 grupy Stellantis. Są to elektryczne wersje Peugeota Experta, Citroena Jumpy, Opla oraz Vauxhalla Vivaro. Włosko-francuski koncern Stellantis ma razem z Toyotą, która sprzedaje wspólnie produkowany model, blisko połowę europejskiego rynku.
Masa całkowita elektrycznych pojazdów K0 wynosi 3,1 tony, gdy e-Sprintera i e-Craftera 3,5 tony. W Polsce auta niemieckich marek muszą korzystać z lżejszych 35-kilowatowych baterii. Na większe nie pozwala dmc, które przekroczy 3,5 tony i do prowadzenia takich aut trzeba zatrudniać kierowców z prawem jazdy kat. C. Stosunkowo lekka Voltia XL ma 50 lub 75-kilowatowe akumulatory. W rezultacie zasięg Voltii sięga 200-280 km i jest blisko dwa razy większy od konkurencji.
Ładowność słowackiego samochodu wynosi 850 kg, porównywalnie do innych aut. – Sądzimy, że wybrana przez nas platforma Stellantis eK0 ma ogromny potencjał. Ponadto doskonale nadaje się do dostaw miejskich. Odpowiadamy tym samym na zwiększone wymagania firm w okresie po pandemii, zapewniając łatwy dostęp do przestrzeni ładunkowej nawet dla osoby w pozycji stojącej. Co więcej, udało się zejść z ceną poniżej 3 500 euro za m3. Całkowite miesięczne koszty operacyjne są wtedy takie same lub nawet niższe niż w przypadku pojazdu spalinowego – porównuje dyrektor zarządzający Voltia Juraj Ulehla.
Dyrektor wylicza, że koszty paliwa na kilometr jest nawet o 85 proc. niższy niż wersji spalinowej, a koszty utrzymania o 40-50 proc. mniejsze. – Całkowita oszczędność kosztów w okresie 10 lat na 1 vana w wysokości ponad 24 tys. euro – podkreśla Ulehla.