Trwa spór czy przyszłe ciężarówki ma napędzać tani gaz, czy drogi i nieekologiczny prąd lub wodór. W tej dekadzie staną się w pełni odczuwalne efekty unijnych wymogów ograniczających emisję CO2 samochodów ciężarowych. Tabor podrożeje dwukrotnie, co przeraża właścicieli firm transportowych. Na dokładkę sieć sprzedaży nowych paliw nie istnieje, a koszty jej budowy poniosą… użytkownicy samochodów.
Czytaj więcej w: Akumulatory na 5-6 lat
Międzynarodowa Unia Transportu Drogowego IRU, która reprezentuje 3,5 mln przewoźników uważa, że droga do bezemisyjnego transportu wybrana przez koncerny samochodowe wiedzie na manowce. – Dzisiaj i w przewidywalnej przyszłości silnik wysokoprężny i gazowy są znacznie bardziej przyjazne dla środowiska niż napędy elektryczne i wodorowe – uważa sekretarz generalny IRU Umberto de Pretto.
Trzy źródła emisji CO2
de Pretto wskazuje, że emisje dwutlenku węgla następuje na etapie produkcji paliwa, samochodu oraz jego użytkowania. – Liczenie tylko emisji CO2 z rury wydechowej pojazdu wypacza obraz, tym bardziej gdy do produkcji prądu lub wodoru używane są paliwa kopalne – podkreśla de Pretto.
Sugeruje, że państwa powinny mierzyć emisje CO2 „od odwiertu do kół”, a nie wyłącznie samochodów. IRU przekonuje, że zastosowanie paliw odnawialnych przyniesie znacznie lepsze i szybsze efekty niż kosztowne inwestycje w nowy tabor na paliwa alternatywne oraz infrastrukturę ich tankowania.