Od 2 lutego międzynarodowi przewoźnicy samochodowi zobowiązani są do rejestrowania w unijnym systemie IMI delegowanych kierowców. Jednak oprogramowanie, które do tej pory przyjmowało rocznie kilkaset tys. wniosków, teraz musi wykazać się wielokrotnie większą przepustowością, z czym sobie nie radzi. – Na razie wszystko jest w rozsypce – ocenia członek zarządu Magtrans Piotr Magdziak.
W systemie IMI przewoźnicy mogli rejestrować się już pod koniec stycznia. – Drafty deklaracji robimy w IMI od piątku (28 stycznia), a wysyłaliśmy lub raczej staraliśmy się wysyłać od 2 lutego, ale niestety system IMI nie nadążał i delegacje przychodziły na maila prawie po godzinie, a większości wprowadzonych draftów nie było widać (znikły?), więc nie dało się ich zatwierdzić ani wysłać, ale po jakimś czasie znowu się pojawiały. Od 3 lutego IMI działa już dużo lepiej, ale nadal nie do końca poprawnie. Mamy przypadki, że niewielką część zatwierdzonych i wysłanych deklaracji system znowu pokazuje jako draft – opisuje problemy dyrektor handlowy w Kuźnia Trans Maciej Zwyrtek.
Czytaj więcej
Dopiero 2 lutego ruszy unijny system rejestracji delegowanych kierowców IMI.
Także prezes Jas-FBG Jarosław Domin przyznaje, że system działa, choć chaotycznie. Nie wszyscy przewoźnicy zdobyli doświadczenie z IMI. Niezależny komentator ekonomiczny specjalizujący się w problematyce łańcucha dostaw Grzegorz Woelke wskazuje, że duża część przewoźników korzysta z wyspecjalizowanych firm rozliczeń kierowców. – Obsługują one wielu klientów i musiały się wcześniej dobrze przygotować do pracy z system i wspierania swoich klientów. Jednak spora część firm będzie próbowała nadal rozliczać się samodzielnie i one popełnią najwięcej pomyłek – uważa Woelke.
Łukasz Zawadzki z Sachs Trans wyjaśnia, że kierowcy są rejestrowani przez Inelo i nie ma problemów ze zgłaszaniem delegacji, a samochody jeżdżą normalnie.