Kierowcy ciężarówek, 5 maja po raz kolejny urządzili klaksonadę w Dover. Zdenerwowani są długim czekaniem na wyjazd w Wielkiej Brytanii. Aby wydostać się na kontynent czekają po kilkanaście godzin.
Kłopoty zaczęły się w połowie marca, gdy faktycznie zbankrutowało P&O Ferries, wyrzucając na bruk 800 pracowników i cumując na dobre 3 promy. Zarząd firmy usprawiedliwiał się ciągłymi stratami spółki, sięgającymi 100 mln funtów rocznie. Pod koniec kwietnia firmie udało się uruchomić jeden z promów. Jednak to zbyt mało, aby zaspokoić popyt.
Czytaj więcej
Poprawiły się czasy przewozu oraz spadły ceny. Koleje chcą odzyskać utraconych przez wojnę nadawców.
Irlandzki przewoźnik promowy Irish Ferries zaczął obsługiwać port w Dover trzema promami. Jednak i ten operator napotkał na przeszkody. – Dwa z jego promów stoją zepsute i znów jest kłopot z przedostaniem się przez Kanał La Manche – stwierdza przewoźnik Paweł Kot z firmy Moto Media.
Uważa, że mała przepustowość promów jest także wynikiem źle prowadzonej Organizacji Brock. Ciężarówki, które nie mieszczą się w portowym terminalu, ustawione są po obu stronach jednej z nitek autostrady M20.