Rośnie niechęć do protestów na polsko-ukraińskiej granicy. Ukraińcy chwytają się nieczystych sposobów, aby wykrzywić obraz protestujących w odbiorze społecznym. Mer Lwowa zapewnia, że pomoc humanitarna jest blokowana, co spotkało się z ripostą m.in. Fundacji Zakres, która zapewnia, że wszystkie transporty z pomocą docierają bez opóźnień. Także protestujący przewoźnicy uważają, że mer mija się z prawdą, a pomoc humanitarna jedzie jako priorytet. Wskazują za to na inny problem. – Pod pozorem pomocy jadą klocki lego, węgiel drzewny, luksusowe samochody, a ostatnio jacht. Ukraińscy przewoźnicy podrabiają dokumenty transportowe i apelujemy do służb o kontrole i walkę z fałszerstwami – apeluje jeden z protestujących Jacek Sokół.
Szczebel wyżej
Po dwóch wizytach wiceministra infrastruktury Ukrainy Serhija Derkacza w Polsce, gdzie dla niepoznaki ubrany w dres zachęcał ukraińskich kierowców do żywiołowych protestów, trudno oczekiwać od ukraińskiego resortu transportu gotowości do dyskusji na temat warunków wykonywania przewozów międzynarodowych. – Napisaliśmy apel do premiera i prezydenta, ponieważ na poziome ministrów jest klincz. Problem może zostać rozwiązany jedynie na poziomie premiera lub prezydenta – uważa prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Jan Buczek.
Czytaj więcej
Ukraińscy kierowcy blokują przejazd na Ukrainę. Cystern z paliwem jednak nie brakuje za wschodnią granicą.
Przypomina, że przedsiębiorcy transportowi od lat domagają się udrożnienia przejść granicznych, na których od dekad stoją długie kolejki tirów. – Praca służb na przejściu granicznym nie jest synchronizowana, co niepotrzebnie wydłuża czas odpraw – wskazuje Buczek.
Paweł Ozygała, jeden z przewoźników protestujących w Dorohusku podkreśla, że przedsiębiorcy nie zejdą z drogi bez rozmowy i rozwiązania ich problemu, jakim jest wypychanie polskich firm z polskiego i unijnego runku przez ukraińskich przewoźników. – Na przejściu w Zosinie czeka na wjazd do Polski 2117 pustych ciężarówek. Na przejściu w Niżankowicach to kolejne 2358 pustych aut (oba nie są blokowane). Przecież one nie będą na pusto jechały do Niemiec czy Francji, lecz podejmą ładunki w Polsce, aby dostarczyć je w kolejnych krajach leżących na trasie. W ten sposób ukraińskie firmy weszły na unijny rynek korzystając z niego w pełni, ale nie ponosząc żadnych kosztów dostosowawczych, które my musieliśmy ponieść – porównuje Ozygała.