Od 4 maja trwa protest przewoźników przy terminalu w Dorohusku. Zorganizowany jest przez przewoźników, którym przewodzi Rafał Mekler. – Domagamy się przywrócenia systemu zezwoleń dla przewoźników ukraińskich. Przypisania systemu zezwoleń do systemu Sent, tak aby każdy wjeżdżający pojazd ukraiński, białoruski, rosyjski był zobligowany do wpisania numeru zezwolenia do systemu. Domagamy się zakazu wjazdu naczep białoruskich i rosyjskich. Domagamy się zakazu otwierania firm z kapitałem białoruskim i rosyjskim. Chcemy wprowadzenia odpowiedzialności ostatecznej nadawcy za płatność za usługę – wymienia postulaty protestujących. 

Czytaj więcej

Początek roku z rekordowym wzrostem niewypłacalności wśród firm transportowych

Protest zarejestrowany jest do 3 czerwca, bierze w nim udział ok. 30 ciężarówek. – Nie wiem jak długo potrwa, czy wystarczy nam sił – przyznaje Mekler. Protestujący uzgodnili z wojewodą, że co godzinę będą przepuszczać konwój pięciu aut, wolny przejazd jest także dla samochodów z żywcem, ładunkami niebezpiecznymi i temperatura kontrolowaną. 

Przewoźnicy specjalizujący się w przewozach na wschód od roku są w katastrofalnej sytuacji. Po zniesieniu przez UE zezwoleń na wjazd do UE oraz zniesieniu przez władze Ukrainy licencji na transport stawki załamały się. Nie dość, że bardzo niskie, to na dodatek ładunków jest mało. W rezultacie firmy notują straty. Dotyczy to nie tylko polskich podmiotów, ale także ukraińskich. – Mamy sygnały od nich, że wspierają nasz postulat przywrócenia zezwoleń na wjazd do Polski, ponieważ pozwoli to podnieść ceny usług i uchronić się przed bankructwem. Nawet gdyby nie udało się przywrócić zezwoleń, to przynajmniej ograniczenie wjazdu dla ciężarówek z normą Euro IV lub niższą pozwoliłoby firmom na złapanie oddechu – wskazuje Mekler.