Żaden polski zestaw nie przejedzie bez kontroli 147-kilometr przed Moskwą – zapewnia polski przewoźnik, który prosi o anonimowość, ponieważ obawia się rosyjskich retorsji. – Dla rosyjskiego funkcjonariusza tylko liczy się czwarte pole międzynarodowego listu przewozowego CMR. Jeśli miejscem załadunku jest Polska, to następuje kontrola wszystkich dokumentów. Gdy mundurowi trafią na zagraniczną fakturę, dają kierowcy do wyboru: ściągnięcie zestawu na parking i dostarczenie zezwolenia na kraje trzecie, co łącznie kosztuje 2 tys. euro, lub zapłacenie 600 euro łapówki – opisuje proceder przedsiębiorca.
Międzynarodowe umowy warte tyle co świstek
Chodzi o dwa rodzaje zezwoleń: ogólne (zwane też krótkim), stosowane w przewozach dwustronnych, lub na kraje trzecie (określane jako długie), gdy polski samochód ładowany jest np. w Niemczech i stamtąd wiezie towar bezpośrednio do odbiorcy w Rosji.
Czytaj więcej w: Kiedy BAG odda przewoźnikom miliard euro?
Według uzgodnionych kilka lat temu (i co rok potwierdzanych w trakcie międzyrządowych negocjacji przez Rosjan) zasad, kluczowe w doborze zezwolenia jest miejsce załadunku. – Wszelkie uzgodnienia z Rosjanami to fikcja. Ładujesz papier w Polsce w Świeciu, a ponieważ to austriacka fabryka i faktura, więc Rosjanie nie przepuszczą bez szantażu – denerwuje się już cytowany przewoźnik.
Inny pyta pokazując podobny przykład. – Jakie dokumenty mamy przygotować, jeśli ładujemy na terenie Amiki, a właściciel tej fabryki jest włoski? Żadne moje auto nie jechało na jednym zezwoleniu. Zawsze muszę mieć dwa, bo nigdy nie wiem, jakiego zażądają Rosjanie. Pierwsi weryfikują zezwolenia Białorusini na granicy z Polską. Dla nich krótkie jest poprawne. Na Krasnej Gorce, czyli na granicy z Rosją, nie masz długiego zezwolenia, nie jedziesz. Ciekaw jestem na jakim jeżdżą Rosjanie? – zastanawia się drugi przedsiębiorca.