Dużo polskich przewoźników zdecydowało się na powrót na ukraiński kierunek. Jeżdżą tam od nowa, co było do przewidzenia, ale nie myślałem, że tak szybko to się zacznie – przyznaje prezes Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych i Spedytorów „Podlasie” Karol Rychlik.
Tłumaczy, że przed wojną towary były przewożone statkami, ale po rosyjskim ataku i walkach na południu, trafiły na samochody. – Ukraińskie porty na Morzu Czarnym są zablokowane, akwen jest także zaminowany i ładunki, w tym zboże, trzeba wozić samochodami – tłumaczy Rychlik.
Czytaj więcej
Przedsiębiorcy działający na rynku przewozów ładunków nienormatywnych od lat wskazują na fikcyjność regulacji. Utrudniają one nie tylko rozwój gospodarczy (od budownictwa ogólnego po energetykę), ale i obronność.
Przyznaje, że przewoźnicy i przestali się bać nalotów i ostrzałów i próbują odnaleźć się na tamtym rynku. – Znów na granicy pojawiły się wielkie kolejki, bo za potrzebami mnie nadążają kontrole fitosanitarne. Nasi lekarze pracują od poniedziałku do piątku od 7 do 18, zaś transport odbywa się przez całą dobę. Za prowadzenie kontroli fitosanitarnych odpowiada Ministerstwo Rolnictwa – wyjaśnia prezes OSMPDiS „Podlasie”.
Przewodniczący regionu Podkarpackiego Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Tadeusz Furmanek przyznaje, że przewozy komercyjne zaczynają się dopiero odtwarzać. – Ruch jest wyraźnie mniejszy niż przed rosyjską agresją. Dużo ciężarówek jedzie z darami. Każdy powiat Podkarpacia wysyła co tydzień auto z darami – dodaje Furmanek. Od początku wojny podkarpacka służba celna odprawiła ponad 6 tyś. ciężarówek z darami.