Kolejka tirów do polskiej granicy zaczyna się 15 km za Lwowem. Samochody stoją ponad tydzień. – Moi kierowcy mają dość tych skandalicznych warunków sanitarnych, tydzień bez mycia się i dostępu do sanitariatów. Tam nawet nie ma toi-toja. Kierowcy nie chcą jeździć na Ukrainę i biorą zwolnienia. Zaraz zostanę bez pracowników, a mamy długoterminowe kontrakty i jesteśmy zdruzgotani tą sytuacją. Pociągnę miesiąc i rozwiążę firmę. Kolega ma 10 zestawów, inny 30 i przyjdzie je wszystkie odstawić, bo nikt tego nie wytrzyma – opisuje przewoźnik z Zamościa Łukasz Siewień.
Czytaj więcej
Po pandemicznym 2020 roku, kolejny przyniósł zdecydowane odbicie, wzrosły przychody i zatrudnienie.
Zapewnia, że wśród właścicieli firm transportowych narasta desperacja i zdenerwowanie, co widać po proteście na przejściu w Hrebennem. – Jeśli nic się nie zmieni jesteśmy wstępnie dogadani z kolegami i w przyszłym tygodniu poblokujemy tirami wszystkie przejścia na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie, nic nie przejedzie, nawet paliwo – zaznacza.
Porównuje, że w 5 dni wykona trasę do Holandii, a w przypadku transportu do Lwowa powrót w tydzień jest niemożliwy. Korki zaczęły tworzyć się, gdy władze Ukrainy zamknęły możliwość przejazdu pustych ciężarówek wracających do Polski.
Teraz wszystkie samochody stoją w jednej kolejce. – Nasze auta jeżdżą z pomocą humanitarną. Wozimy chłodniami żywność do Lwowa. Stamtąd wracamy na pusto i musimy stać w tej samej kolejce co ciężarówki ładowne. To bez sensu – uważa inny przewoźnik z Zamościa Tadeusz Kornet.