KE miała ogłosić normy w lutym, następnie w maju i w październiku, ale cały czas trwają przepychanki. Duzi producenci są gotowi do zaostrzenia przepisów, bronią się przed nimi słabsi. Wszyscy jednak przyznają, że normy są potrzebne. Powód jest banalny: ciężarówki elektryczne są i pozostaną znacznie droższe w stosunku do samochodów Euro VI, więc trzeba zmniejszyć różnicę cenową śrubując nowe normy czystości spalin. Dzięki temu czas zwrotu z zakupu elektryka skróci się w stosunku do diesla i z tego punktu widzenia inwestycja przewoźnika będzie opłacalna.
Czytaj więcej
Unijne rządy hojnie dotują wodorowe autobusy, co nie uszło uwadze przemysłu. Nowym graczem na ryn...
Przemysł spodziewa się wejścia normy w 2026 lub 2027 roku. Zbyt późne utrudni producentom zwrot inwestycji. Cummins przyznaje, że opracowanie silników z normą Euro VII będzie kosztowne. Lata pracy nad tymi silnikami mogą kosztować po kilkaset mln euro na koncern.
Prezes Daimler Truck Martin Daum prognozuje, że za 5 lat wszystkie ciężarówki na krótkie i długie dystanse otrzymają napędy zeroemisyjne, a 60 proc. sprzedaży w Europie będzie zeroemisyjna w 2030 roku.
Dlatego koncern przewiduje jedynie utrzymanie sytuacji w dużych dieslach, stosowanych w Actrosach. – Nie inwestujemy w diesla, silnik Euro VII będzie ostatnim. Możemy nawet dostarczać go innym producentem – zapewnia Daum.