Oczywistym użytkownikiem elektrycznych dostawczaków są kurierzy. Wiceprezes Last Mile Experts Mirek Gral przypuszcza, że konieczność zastąpienia samochodów spalinowych droższymi i wymagającymi specjalistycznej infrastruktury technicznej elektrykami wymusi zmianę podejścia do flot. – Ze względu na strukturę branży kurierskiej w naszym kraju, gdzie znacząca część flot to samochody podwykonawców, którzy nie zawsze dysponują kapitałem, aby inwestować w droższe rozwiązania, firmy kurierskie będą inwestować we własne pojazdy użytkowane przez swoich kierowców lub auta będą udostępniane podwykonawcom – przypuszcza Gral.
Czytaj więcej
Polsko-ukraińska granica znów jest nie przejezdna. Przewoźnicy mają tego dosyć i zapowiadają blokadę przejścia w Dorohusku.
Wskazuje, że ten proces już się dzieje, DPD, InPost, DHL i GLS kupują coraz większe partie samochodów elektrycznych.
Proces wymiany floty jednak nie jest szybki, zleceniodawcy ostrożnie próbują nowe rozwiązania, a na przeszkodzie popularyzacji stają przede wszystkim finanse. Elektryczne dostawczaki są drogie i nawet, jeśli wyliczenia pokazują, że koszty ciągnione zakupu wyrównują się po kilku latach z modelami spalinowymi, problemem jest bariera ceny. – W dystrybucji nowe modele elektryczne najczęściej nie konkurują z nowym modelem spalinowym, lecz kilkunastoletnim egzemplarzem o wartości 20-50 tys. zł. Takiego właściciela nie stać na 4- czy 5-krotnie droższego elektryka – uważa Daniel Węgrzynek z zajmującej się nowymi modelami transportu miejskiego firmy Green City Logistics.
Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że auta dostawcze mające do 4 lat stanowią najmniejszy, stanowiący 14 proc. (322,7 tys. aut) fragment tej floty. Dostawczaki liczące od 5 do 10 lat stanowią 20 proc. parku, zaś egzemplarze mające od 11 do 20 lat to 45 proc. floty dostawczej, czyli ponad milion samochodów. Co piąty zarejestrowany w Polsce dostawczak ma ponad 20 lat.