Komisja Europejska zaproponowała, aby do 2040 roku emisje CO2 nowych samochodów ciężarowych były o 90 proc. mniejsze w stosunku do 2019 roku. Oznacza to przejście firm transportowych z taboru napędzanego silnikami wysokoprężnymi na elektryczny lub wodorowy.
Prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego Jakub Faryś podkreśla, że w 2030 roku co druga ciężarówka musi być zeroemisyjna. – Przewoźnicy nie mają przekonania, że zmiany są nieuchronne – alarmuje prezes PZPM. Tymczasem brukselski regulacje nawet przy oporze Polski będą przyjęte. – KE przedstawiła 14 lutego projekt regulacji o emisji CO2 ciężarówek i jest to ostatni duży fragment legislacji. Zostanie on przyjęty najpóźniej do stycznia-lutego 2024 roku. Przyjęty będzie w głosowaniu większościowym i wymusi na przewoźnikach elektryfikację flot – tłumaczy prezes Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych Marcin Korolec.
Czytaj więcej
Tylko jedna trzecia ankietowanych samorządów zrealizuje cel na 2028 rok użytkowania 30 proc. zeroemisyjnych autobusów, wynika z ankiety BGK. Brak dopłat wstrzymuje popularyzację tego napędu.
Problem polega na koszcie: ceny zeroemisyjnych samochodów są 2-3 razy wyższe od diesli, nie ma także infrastruktury ładowania. Jedna ładowarka wysokiej mocy kosztuje tyle, co ciągnik siodłowy. Dla małych firm są to wydatki nie do udźwignięcia. Dlatego dopłaty do taboru pojawiły się m.in. w Niemczech (80 proc. różnicy w cenie pokrywa państwo), Francji, Holandii. O podobne wsparcie zabiegają także polscy przedsiębiorcy. – Nie możemy pozwolić, aby na skutek transformacji energetycznej ucierpiał filar polskiej gospodarki – zapewnia sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska Ireneusz Zyska. – Jeśli zaniedbamy to przejście, to stracimy rynek i ktoś lukę po nas wypełni. Dlatego musimy zbudować infrastrukturę do ładowania zgodną z rozporządzeniem AFIR. Do 2030 roku GDKKiA zainstaluje huby ładowania co 60 km na MOP i przy sieci TEN-T. Każdy hub powoli na łączną moc ładowania do 4 MW – opisuje wiceminister Zyska.
Przyznaje, że nowe technologie są jeszcze drogie, ale będą tańsze i dlatego potrzebny jest program pilotażowy. Pracuje nad nim m.in. NFOŚiGW.