Do 2030 roku producenci naczep musza przygotować nowe modele, których emisja CO2 zmalej o 10 proc. Parlament Europejski domagał się 15-procentowej redukcji, przemysł uważał ten limit za nierealistyczny. Czy nowy limit zostanie spełniony nie wiadomo. Nie jest jasne, czy przewoźnicy będą mieli za co kupić kosztowne, zelektryfikowane naczepy.
Komisja Europejska nie wierzy łzom
Stowarzyszenie CLCCR (International Association of the Body and trailer building industry) wyliczało, stosując opłacony przez KE program VECTO, że maksymalna redukcja dla naczep to 7,5 proc. przy zastosowaniu wszystkich dostępnych technologii: od opon o niskich oporach toczenia (do 3 proc.) i pomocy aerodynamicznych (do 5 proc.) po elektryfikację osi. W przypadku przyczep dyszlowych i z osią środkową redukcja emisji może sięgnąć 5 proc.
Czytaj więcej
Rosną wymiary przesyłek, z czym firmy dystrybucyjne mają kłopot, szczególnie w doręczeniach do konsumentów indywidualnych.
Komisja Europejska nie przejęła się jednak wyliczeniami CLCCR i pozostała przy wcześniejszej propozycji, czyli 10-procentowej redukcji emisji CO2.
Niemieccy producenci naczep zwracali uwagę przedstawicielom PE, że brak ograniczenia emisji CO2 może skutkować karami, które tylko w przypadku niemieckich firm mogą wynieść 2 mld euro rocznie. KE przyjęła karę 4250 euro za każdy kg dwutlenku węgla wyemitowany ponad limit.