Przewoźnicy ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych od lat krytykują Inspekcję Transportu Drogowego za brak kontroli polskich zezwoleń u przewoźników zagranicznych. Podejmują oni ładunki z działających w Polsce fabryk i wiozą je na zachód. Nie mają przy tym zezwoleń uprawniających do przewozów do krajów trzecich. – Zdaję sobie sprawę, że dochodzi do kabotażu lub podejmowania ładunków z Polski do Europy Zachodniej – przyznaje zastępca głównego inspektora transportu drogowego Łukasz Bryła.
Podkreśla, że wszyscy uczestnicy przewozu odpowiadają karnie za nieupewnienie się czy przewoźnik na odpowiednie zezwolenia. – Niektóre centra mają opinie prawne, że nie muszą weryfikować czy przewoźnicy mają zezwolenia na przewozy do krajów trzecich. Tymczasem jest to ich obowiązek. Oprócz przewoźnika np. z Białorusi czy Rosji, który nie ma odpowiedniego zezwolenia, karę płaci także polski załadowca, który nie sprawdzi czy przewoźnik ma zezwolenie – ostrzega zastępca głównego inspektora.
Czytaj więcej w: Przewoźnicy ze wschodu przenoszą się do Polski
Kara dla załadowcy, nadawcy lub spedytora jest taka sama jak dla przewoźnika i jest to 12 tys. zł. Po tyle samo płacą obaj. – Taka kara już była nałożona – przyznaje Bryła.
Przypomina, że od września 2018 roku kary za brak zezwolenia zostały podwyższone z 10 tys. do 12 tys. zł.