Na kilka dni przed wejściem w życie nowego rozkładu jazdy prywatny przewoźnik RegioJet odwołał łącznie 1080 zaplanowanych połączeń, w wyniku czego dotkniętych skutkami tych decyzji zostało około 250 tysięcy pasażerów kolei w Polsce.
Stało się to w kluczowym, przedświątecznym okresie zwiększonego zapotrzebowania na podróże. – Nie wykluczam, że Urząd Transportu Kolejowego przeprowadzi niebawem postępowanie w sprawie bezprawnych praktyk naruszających zbiorowe interesy pasażerów przez RegioJet, który sprzedał bilety, ale nie uruchomił pociągów – zaznacza rzecznik Urzędu Transportu Kolejowego Tomasz Frankowski.
Czytaj więcej
Notowane już od kilku kwartałów podwyżki cen frachtów nie wyhamują. Droższe myto i koszty pracy z...
Prywatny przewoźnik zapewnił, że zwróci pieniądze za bilety, a decyzję tłumaczył „fazą próbną” działalności. Ekspert rynku kolejowego Marcel Klinowski uważa, że RegioJet potknął się o własne nogi. – Przewoźnik wszedł na polski rynek z ambitnymi planami rozwoju: do 200 wagonów do końca 2025 roku, z 36 połączeń w rozkładzie jazdy na 2025/26 rok. Aby w pełni działać w naszym kraju przewoźnik musi uruchomić zaplecze techniczne w Warszawie i zatrudnić nawet 300 osób do obsługi procesu przewozowego. To bardzo duże wyzwanie, szczególnie w kontekście maszynistów i konduktorów - grup zawodowych o bardzo dużych wymaganiach finansowych, z licznymi przywilejami przez lata wywalczonymi przez związki zawodowe, więc zachęcić ich do przejścia do prywatnej konkurencji nie będzie łatwo. Inną strategię obrał czesko-hiszpański Leo Express, który powoli wchodzi na rynek, z niewielką ofertą, którą rozszerza etapami wraz z osiągnięciem gotowości operacyjnej – porównuje ekspert.
Dostosować prawo
RegioJet nie sygnalizował zarządcy infrastruktury oraz UTK problemów na co miał czas do 5 listopada, gdy powstawał rozkład jazdy. – Dopiero w ostatniej chwili bezprecedensowo odwołał dużą liczbę połączeń, na co nikt nie był przygotowany - od pasażerów przez zarządcę infrastruktury po regulatora rynku. Ta sytuacja pokazuje, że PKP PLK będą musiały przemyśleć dotychczasowe procedury udzielania dostępu do infrastruktury, aby wszystkie segmenty rynku traktować równo i wyważyć potrzeby pasażerów w ruchu regionalnym i dalekobieżnym, a także z przewozami towarowymi, aby otwarcie rynku przewozów dalekobieżnych nie odbijało się negatywnie na kondycji dotychczasowych przewoźników. To szczególnie ważne w kontekście ograniczonej przepustowości na węzłach i realizowanych prac torowych, co ostatnio najlepiej widać np. na najbardziej dochodowej trasie Warszawa-Kraków – uważa Klinowski.