Volvo zamierza sprzedać w tym roku 15 elektrycznych ciężarówek, gdy w ub.r. udało się znaleźć chętnego na 1 samochód. Za to przyszły rok ma być znacznie lepszy: szwedzka marka liczy na sprzedaż kilkudziesięciu e-ciężarówek.
Czytaj więcej
Po pandemicznym 2020 roku, kolejny przyniósł zdecydowane odbicie, wzrosły przychody i zatrudnienie.
Podobne wyzwania stoją przed handlowcami innych marek, ponieważ wszystkie zobowiązały się do zmniejszenia emisji CO2. Co prawda od strony prawnej jeszcze nie jest wszystko zapięte na ostatni guzik, ale politycy dogadali się z koncernami co do podstawowych spraw. Teraz tylko KE musi podliczyć rok bazowy, czyli 2019 co nie będzie łatwe, ponieważ administracje państw nie mają precyzyjnych danych o sprzedaży aut. Tymczasem sprawa jest niebagatelnej wagi: przekroczenie emisji to kara 700 euro za każdy ponadnormatywny gram CO2 od każdego zarejestrowanego w danym roku samochodu.
Tworzy się rynek ładowarek
Do elektrycznych aut potrzebne są ładowarki. Ciężarówki z akumulatorami o pojemności 500-600 kWh potrzebują ładowarek dużych mocy. Takie urządzenia są kosztowne, ładowarka o mocy 200-300 kW to wydatek 75-90 tys. euro.
Firmy leasingowe już mają w ofercie usługę finansowania ładowarek. – Ładowarki finansujemy na dłuższy okres niż elektryczny samochód. W programie Mój elektryk jedna trzecia czy jedna czwarta ładowarek elektrycznych leasingowych jest u nas. Wiemy, jak wystąpić o dotacje i opanowaliśmy te procedury – zapewnia dyrektor rynku transportu ciężkiego w PKO Leasing Piotr Gąska.