Sejm powołał Inspekcję Transportu Drogowego ustawą z 6 września 2001 roku. Był to instytucjonalny wymóg przedakcesyjny oraz konieczność zapewnienia bezpieczeństwa ruchu drogowego. – Nominację na Głównego Inspektora Transportu Drogowego otrzymałem 10 grudnia 2001 roku z rąk premiera Leszka Milllera – wspomina Seweryn Kaczmarek.
Czytaj więcej
Tegoroczne nagrody dziennika Rzeczpospolita dla wyróżniających się podmiotów branży TSL już w rękach przedsiębiorców.
Dodaje, że projekt był pilny i realizowany w przyspieszonym tempie. – Dostaliśmy z funduszy PHARE 2 mln euro na powołanie inspekcji, ale przez 1,5 toku nic się nie działo. Gdy otrzymałem nominację, miałem zaledwie 7 miesięcy na stworzenie instytucji: zaangażowanie personelu, zakup mundurów, samochodów, wynajęcie lokali. Nawet logotyp służby musieliśmy wymyślić – wspomina Kaczmarek.
Podkreśla, że wybór pracowników wcale nie był prostym zadaniem. Wspólnie z wojewodami wybrał 16 wojewódzkich inspektorów, którzy tworzyli struktury w województwach. Byli to np. specjaliści, którzy wcześniej pracowali w Inspekcji Transportu Samochodowego, byli wojskowi, wojewodowie mieli także swoich ludzi. Do tego część inspekcyjna liczyła 80 inspektorów. – Zgłosiło się po 30 chętnych na miejsce i w marcu 2002 roku wybraliśmy najlepszych. To była świetna kadra – zapewnia Kaczmarek.
Francuzi i Niemcy doradzali jakie predyspozycje muszą mieć chętni przyjmowani do służby. – Inwestowaliśmy w ludzi, otrzymali znakomite szkolenia, każdy kończył je z co najmniej kategorią C prawa jazdy. Wszyscy obowiązkowo przeszli szkolenia z jazdy samochodami osobowymi, żeby potrafili jeździć, a nie legitymowali się jedynie dokumentem – zaznacza Kaczmarek.