Od lat terminal w Bobrownikach ma złą sławę wśród przewoźników. – Kierowca mojego samochodu stoi na granicy w Bobrownikach, a celnicy domagają się udostępnienia do inspekcji ładunku importowanego z Białorusi. Są to słoiki na paletach, wszystkie przezroczyste. Celnicy mają skaner, mimo to nakazali rozładować naczepę, czyli udostępnić ładunek do inspekcji. Za tę czynność muszę zapłacić prywatnej firmie wskazanej przez celników 1700 zł za wózek widłowy i pracowników. Ta praktyka to nic innego jak wymuszanie na przewoźnikach dodatkowych opłat – denerwuje się właściciel firmy D-Trans Łukasz Długołęcki. – Przez te praktyki celników i wojnę zbankrutujemy. Co z tego, że wzrosły stawki, skoro zamiast zarabiać stoimy w kolejkach do granicznych terminali? W kolejce stoją przede wszystkim auta polskie i ukraińskie. W przeciwieństwie do nas im wolno wjeżdżać do Rosji i na Białoruś. A my pójdziemy z torbami i straci na tym także państwo, któremu przez lata wpłacaliśmy milionowe podatki – podkreśla przedsiębiorca.
Czytaj więcej
Przewoźnicy podejrzewają celników z przejścia w Bobrownikach o zmowę i wymuszenie opłat za przeładunek kontrolowanego towaru. KAS zaprzecza.
Dodaje, że kazał kierowcy otworzyć plandekę i nie ruszać ciężarówki. – Powiedziałem celnikom, że robię strajk włoski i niech auto stoi przez 2-3 tygodnie. Gdy się o tym dowiedzieli zmiękli i powiedzieli, że rachunek wystawią na 1200 zł brutto – opisuje Długołęcki.
Niezależnie od ładunku, czy jest to węgiel, zboże, sklejka czy właśnie słoiki, celnicy domagają się rozładunku auta, za co prywatni wykonawcy poleceń urzędu celnego pobierają od przewoźników pieniądze. Przedsiębiorcy nie negują prawa funkcjonariuszy do inspekcji, jednak uważają, że powinien być zachowany zdrowy rozsądek, a rozładowanie stosowane tam, gdzie zawodzą inne metody kontroli.
Przewoźnicy już w ub.r. interweniowali w KAS. – Czegoś takiego nie ma na żadnej granicy. Opinia jest taka, że jest to zmowa. Przez wiele lat my i Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych informujemy o tym pismami i ustnie KAS i nic się z tym nie robi – alarmował już w grudniu 2021 roku prezes Warmińsko-Mazurskiego Zrzeszenia Przewoźników Drogowych w Olsztynie Aleksander Reisch.